Jest całkiem interesujący ruch prezydentów progresywnych. Propozycja progresywnych, jak sami siebie określają, polega na próbie wypracowania zasad polityki miejskiej i katalogu dobrych praktyk w oparciu o współdzielone, progresywne właśnie wartości. Po raz pierwszy zostały one spisane w deklaracji proklamującej ruch. To m.in. otwartość i transparentność, rozliczalność, skromność, służba, a nie władza, współzarządzanie, a nie rządzenie, zaufanie i partycypacja. Na ile uczestnikom tego ruchu udaje się praktykować te wartości w swoich miastach, wiedzą najlepiej ich mieszkańcy – pisze Edwin Bendyk, dziennikarz Polityki, patronujący Ruchowi i wiernie relacjonujący jego działania.
Mentalnym liderem i frontmanem Ruchu jest Prezydent Słupska Robert Biedroń. Facet zamienił butelkowaną wodę na kranówkę, nie zatrudnia rzecznika prasowego, wspiera jak i gdzie tylko może zieloną energię i generalnie to co robi traktuje poważnie, choć na luzie.
U źródeł Ruchu leży deklaracja Słupska, oto kilka jej istotnych punktów:
1. Budżet obywatelski traktowany jako realne narzędzie współdecydowania, najlepiej w połączeniu z sondażem obywatelskim, umożliwiającym określenie społecznych priorytetów, jakie należy uwzględnić podczas tworzenia budżetu miasta.
2. Inicjatywa lokalna – nie tylko jako formalna możliwość, ale jako instrument, który należy aktywnie promować wśród mieszkańców.
3. Inicjatywa uchwałodawcza.
4. W sprawach zasadniczych – referendum.
5. Konsultacje społeczne w różnych formatach: od spotkań z mieszkańcami przez profesjonalne konsultacje z przedstawicielstwami grup branżowych.
6. Faktyczny dostęp do informacji publicznej (prezydent Starachowic oświadczył, że w jego mieście obywatele będą mieli nawet wgląd do faktur, jakie opłaca miasto).
7. Rozwój społecznych ciał przedstawicielskich i konsultacyjnych, jak np. młodzieżowe rady miasta, rady senioralne.
8. Edukacja aparatu urzędniczego i edukacja obywatelska.
Ten katalog będzie rozwijany jako podstawa progresywnej polityki miejskiej, pod jaką uczestnicy słupskiego spotkania podpisali się, przyjmując deklarację współpracy na rzecz rozwoju takiej polityki (treść w końcowej części wpisu). Sama współpraca ma polegać na wymianie doświadczeń, „wymianie” urzędników w ramach programów międzymiejskich staży, wymiana dobrych praktyk.
Spytasz czytelniku po co o tym czytać? Ano dlatego, że jednym z sygnatariuszy apelu jest miłościwie nam panująca. Łatwiej jak widać podpisać górnolotne deklaracje niż wdrażać je w życie, zwłaszcza że niektóre z postanowień są dla naszej władzy dość… kłopotliwe. Weźmy choćby te o informacji publicznej i codzienną praktykę ukrywania informacji o działalności miejskich spółek, inicjatywa uchwałodawcza? Inicjatywa lokalna, wreszcie budżet obywatelski targany co roku zmasowanymi akcjami szkolnych asocjacji. To wszystko ma się tak do progresywności jak wiceSzczurek do profesora Miodka.
Progresywność służy naszej prezydencji do brylowania na zewnątrz, w mieście gdzie postanowiła współpracować z Prawem i Sprawiedliwością przyjaźń z Robertem Biedroniem nie jest już tak rentująca, może też zaszkodzić w emeryckim, konserwatywnym elektoracie. Miło zatem i wesoło jest czytać o sobie w różnych kongresowych materiałach, miło czasem zasiąść w jakimś europejskim prezydium, ale lepiej za bardzo się z tym nie afiszować. Owa pokazówkowa progresywność lepiej opisuje istotę tej władzy niż wielkie sążniste analizy.
ps. Zdjęcie ilustrujące tekst nie jest z nim przesadnie mocno związane, ale w wydziale propagandy wywołuje – nie wiedzieć czemu – wielką konfuzję, dlatego też dajemy je tutaj z czystej złośliwości.