Poczuli Państwo lekkie drapanie za uszami? A może niepokój w okolicy żołądka? Tak, to znaczy że wszystko działa. Uwaga, uwaga; jesteśmy progresywni!
Tak, dzięki miłościwie panującej Ostrów zalicza się do ekskluzywnego grona miast progresywnych. Cóż, że o tym w mieście cicho, ale to akurat łatwo wytłumaczyć. Jak tu łasić się do prezydenckiego Dery i afiszować koleżeństwem z Robertem Biedroniem? Jak tu kryć za tajemnicą handlową faraońskie wydatki spółek i w tym samym czasie brylować na progresywnych kongresach z prezydentami odcinającymi się na przykład od… płatnych wyróżnień.
Cicho nad ową progresywnością, bo w pięknie wydanej broszurze sporo jest treści, które w Ostrowie budzą co najwyżej uśmiech zażenowania. Owa jawność jest tylko jednym z przykładów. Za innowacyjny i progresywny robi tam mieszkanie dla systematycznych. Program opracowany jeszcze za czasów prezydenta Torzyńskiego (dwie kadencje temu!)
Po co władzy „progresywność”? Pewnie po to, by podleczyć różne, nagromadzone przez lata kompleksy. Promocja na zewnątrz też się przy okazji przyda.
Symptomatyczne. O ile wszystkie progresywne miasta podają namiary na różne merytoryczne działy, to jedynym kontaktem z ostrowskiego UM jest Robert Włodarczyk, referent w biurze promocji miasta. Tak, tak ów Włodarczyk progresywnie udzieli wszystkim informacji o kogeneracji, mieszkalnictwie, kulturze i nowoczesnej energetyce.
I nie sądzimy, by Włodarczyk był jakimś omnibusem, elokwentnym znawcą pomienionych wyżej zagadnień. Nie, nie. On na pewno świetnie wie jak te wszystkie cuda niewidy opakować propagandowo. Szkoda tylko, że opakować zupełnie nie ma czego. Za całą progresywność, za cały rozwój miasta, za realną poprawą warunków życia ostrowian ma nam wystarczyć propagandowy wrzask.
Cztery lata i wystarczy