Ciach, ciach, ciach! Myszkin wytrwale podpisywał kolejne dokumenta. Miedziana – bruki ubijać, Karino obierki zbierać. Ach jaka to była wspaniała robota. Tylko pisanie, nic mówić nie trzeba. A jak to z jego mówieniem jest wiedzieli już nie tylko dworzanie. Gdy Myszkin tylko rozwarł paszczę zaraz słychać było śmiech wielki po wszystkich komnatach.
Się kto wyśmielił czniać woje mystąpienie? Język ojczysty znów stanął mu okoniem, zamiast dyndać jak nie przymierzając kiełbasa jednego z rajców.
Drożyńska ma to teraz wszystko wziąć – myśl biegła spokojnie i płynnie, jakowoż gdy próbował ją skrybie przekazać znów śmiech płynął przez dwór cały. Sama Drożyńska pojąć nie mogła co Myszkin prawi, stąd też szybko z dymissium do Królowej pobiegła.
Skrypty sypały się na stół ozdobny, Myszkin cicho pojękiwał. Po co mi to, po co, no po co? Nie lepiej było dalej grodzkie piwnice wapnem bielić, Czereśnemu okular przecierać? Jak to pisał ten na P? Jak mu tam był Perkins, Parkins? Son czy tak jakoś? Acha! Zawsze awansuje się do progu nad swoje kompetencje. Jakże trafną była ta maksyma. Prawda Królowo?