Pod słońcem Hiszpanii
Ach żeby ją… – myślał mściwie Myszkin. Obradował sejmik, rajcy wyrzekali na Królową, a on biedny musiał z nimi dyskutować, co wielce wstrętnym mu było, gdyż polszczyzna wciąż zastawiała na niego pułapki.
Nie potrudniamy dadnych żożan, żadnych dworzan nie zatrudniamy. Rytmiczne klepanie w mównicę nic nie dawało. Myszkin brzmiał jak szeryf z komedii Mela Brooksa. Dziwny ów język w zarysie jedynie przypominał polski, składnia biegła gdzie wzrok nie sięga, zaś słownictwo rozum łamało. Chichot niósł się po sali a Myszkin pocił się coraz bardziej.
Pociła się też Królowa, zamoczenie stóp w basenie nieznacznie tylko łagodziło hiszpański upał. Upał zabierał myśli, oczywiście tylko tym, którzy je posiedli. Rozważała za i przeciw. Sadzawka do kąpania może ludu nie zaspokoić. Ci cholerni krowiarze jakoś się co do ujeżdżalni określić nie chcieli, wyglądało więc, że nijak niczego nowego zbudować się nie da. Piekielny buduje nową lecznicę, a ja? Myślała trwożąc się o nadchodzącą elekcję. Schłodzona Cava nad brzegiem basenu smakowała wspaniale, ale czy będzie równie smaczna, gdy przyjdzie za nią zapłacić z własnej kieski? Jak się podziać bez darmowej karocy, wszak tak miło jeździ się nią do pałacu? Równie miłe były ciągłe hołdy na twarzoksiążce, gdzie wciąż słychać było brawa. Och gdybyście wszyscy wiedzieli ile te brawa kosztują…
Ona już wiedziała, nowej ujeżdżalni szybko nie będzie, nie będzie też nowej drogi wokół miasta. Dworzanie z Ziemomysłem na czele tak napisali epistołę do feudała, że ten nawet grosza na budowę dać nie chciał. Ziemomysła się odprawiło, ale tak po prawdzie nie był on taki najgorszy. Można było chociaż zrozumieć co mówi.
Choć tyle, o kim jeszcze z Ratusza mogła to powiedzieć…?
CDN