Im mocniej chwieje się zmontowana „na kałużę” większość w ostrowskiej radzie tym bardziej żałosne stają się próby jej obrony.
Przypomnijmy „na Kałużę” to metoda zastosowana w Śląskim Sejmiku, gdzie radny Wojciech Kałuża tuż po wyborach gładko przeskoczył do obozu zwycięzców. W zamian dostał fotel i dość zgodną pogardę obu stron politycznego sporu. Wiadomo, kto raz zdradził…
Mamy w Ostrowie swoją kałużę, która dla stanowiska wiceprzewodniczącej rady porzuciła jedno ugrupowanie i szybciutko pojawiła się po drugiej stronie. Z tą jednak różnicą, że nikt na jej widok nosa nie zatyka, nie przechodzi na drugą stronę ulicy, wręcz przeciwnie. Rządząca miastem kamaryla kłania się jej nisko i radośnie reklamuje w urzędowym biuletynie.
Owa reklama stała się przyczynkiem do kwestionowania jej mandatu. Podobny los spotkał innego radnego kamaryli, który dość swobodnie poczynał sobie przyjmując zlecenia z róznych utrzymywanych przez miasto instytucji.
Towarzystwo przerażone utratą wpływów sięgnęło więc po donosik i próbuje trafić dwóch radnych opozycji . Szans nie ma na to żadnych, ale za to można w miasto puścić komunikat, że „oni też mają swoje za uszami”
Całość w żaden sposób nie zaburza niskiej oceny tego coraz bardziej żałosnego towarzystwa, potwierdza tylko najgorsze o nim przypuszczenia.