Nie wiem czyją i na co ma być nadzieją Ruch Roberta Biedronia. Jeśli to co zdarzyło się w Ostrowie ma dać jakiekolwiek pojęcie o tym czym owe coś ma być to jest w najlepszym wypadku średnio.
Dwa grzyby w barszczu to stanowczo za dużo i tak też było w Starej Bibliotece. Zanim, jak gwiazda wielkiego formatu, wyłonił się z ciemności były już Prezydent Słupska, odbyła się konferencja prasowa. Gwiazdą nie był jednak świeżo upieczony ulubieniec mediów, ale nasza lokalna polityczka.
Lokalna polityczka dla kolejnej kadencji gotowa kleić się do wszystkich od PiS przez SLD aż do Biedronia właśnie, choć ta afiliacja została sprytnie w kampanii ukryta. Cóż jak ktoś chce spijać słowa z ust proboszcza („och to mój pierwszy kościół”) nie będzie się przecież afiszował z politykiem wprost nawołującym do świeckości państwa.
I właściwie można by na Biedronia machnąć ręką, gdyby nie to, że tym razem dla odmiany wykorzystano go w sprawie miejskiej polityki. Miejska polityka będzie się zatem od teraz karmić wizją ministerialnej przyszłości świeżo wybranej prezydent. Nic to, że sam Biedroń zaraz ową przeszłość zdezawuował, nic to, że pogroził nam pełną pięciolatką tych nieszczęsnych rządów. Nic to wreszcie, że całe prezydenckie, prawicowe (prezesi!) otoczenie musiało dostać spazmów na widok swej szefowej w objęciach polityka aspirującego do roli lidera apolitycznej irredenty. Ważne, że tradycyjny już w takich przypadkach lans się odbył.
Ale ostateczne przyklejenie PBK do ruchu Biedronia musiałoby przynieść prawdziwie fascynujące efekty. Dość wyobrazić sobie ostrowską paradę równości i pisowskich prezesów w radosnych pląsach na różowych platformach. To by naprawdę była przednia zabawa, nie wiadomo czy warta kolejnych pięciu lat urzędowej żenady, ale zawsze.